Dwa bankiety

636 dwa bankietyNajczęstsze opisy nieba, siedzenia na chmurze, noszenia koszuli nocnej i grania na harfie mają niewiele wspólnego z tym, jak pisma opisują niebo. Z drugiej strony Biblia opisuje niebo jako wielkie święto, jak obraz w bardzo dużym formacie. W świetnym towarzystwie jest smaczne jedzenie i dobre wino. Jest to największe wesele wszechczasów i celebruje zaślubiny Chrystusa wraz z jego kościołem. Chrześcijaństwo wierzy w Boga, który jest prawdziwie radosny i którego najdroższym pragnieniem jest świętowanie z nami wiecznie. Każdy z nas otrzymał osobiste zaproszenie na ten uroczysty bankiet.

Przeczytaj słowa z Ewangelii Mateusza: „Królestwo niebieskie jest jak król, który urządził wesele swojemu synowi. I wysłał swoje sługi, aby wezwali gości na wesele; ale nie chcieli przyjść. Znowu wysłał inne sługi i rzekł: Powiedz gościom: Oto przygotowałem mój posiłek, moje woły i moje bydło zostały zabite i wszystko jest gotowe; przyjdź na wesele!” (Mt 22,1-4).

Niestety wcale nie jesteśmy pewni, czy przyjąć zaproszenie. Naszym problemem jest to, że władca tego świata, diabeł, również nas zaprosił na ucztę. Wygląda na to, że nie jesteśmy na tyle sprytni, by dostrzec, że te dwa festiwale są w rzeczywistości bardzo różne. Podstawowa różnica polega na tym, że podczas gdy Bóg chce jeść z nami, diabeł chce nas zjeść! Pismo Święte wyjaśnia to. «Bądź trzeźwy i czuwaj; bo twój przeciwnik, diabeł, krąży jak lew ryczący, szukając kogo pożreć "(1. Piotr 5,8).

Dlaczego jest to takie trudne?

Zastanawiam się, dlaczego ludzkości tak trudno jest wybrać między świętem Bożym a świętem diabła, tak między Bogiem, naszym Stwórcą a Szatanem, który chce nas zniszczyć. Może dlatego, że wcale nie jesteśmy pewni, jakiego rodzaju związku pragniemy w naszym życiu. Relacje międzyludzkie powinny przypominać ucztę. Sposób na wzajemne odżywianie i budowanie. Proces, w którym żyjemy, wzrastamy i dojrzewamy, pomagając innym żyć, wzrastać i dojrzewać. Jednak może istnieć jego diabelska parodia, w której zachowujemy się jak kanibale.

Żydowski pisarz Martin Buber powiedział, że istnieją dwa rodzaje relacji. Jeden z typów opisuje jako „relacje ja-ty”, a drugi jako „relacje ja-to”. W relacjach ja-ty traktujemy siebie jak równych sobie. Odkrywamy się nawzajem, uczymy się od siebie i szanujemy się jako równi sobie. Z drugiej strony w relacjach I-id traktujemy się nawzajem jak osoby nierówne. To właśnie robimy, gdy postrzegamy ludzi wyłącznie jako usługodawców, źródła przyjemności lub środki do osiągnięcia osobistych korzyści lub celów.

Samowywyższanie

Kiedy piszę te słowa, przychodzi mi do głowy pewien mężczyzna. Nazwijmy go Hector, chociaż to nie jest jego prawdziwe imię. Wstyd mi powiedzieć, że Hector jest duchownym. Kiedy Hector wchodzi do pokoju, rozgląda się za kimś ważnym. Jeśli biskup jest obecny, zwróci się bezpośrednio do niego i zaangażuje go w rozmowę. Jeśli obecny jest burmistrz lub inny dostojnik cywilny, to również ma to miejsce. To samo dotyczy bogatego biznesmena. Ponieważ nie jestem jednym z nich, rzadko zwracał się do mnie. Zasmuciło mnie, gdy Hector umierał przez lata, zarówno pod względem urzędu, jak i, obawiam się, pod względem własnej duszy. Potrzebujemy relacji ja-ty, jeśli mamy się rozwijać. Relacje I-id wcale nie są takie same. Jeśli traktujemy innych jako usługodawców, jako pożywkę dla kariery, jako odskocznię, będziemy cierpieć. Nasze życie będzie biedniejsze, a świat też będzie biedniejszy. Relacje ja-ty są niebiańskie. Tak nie jest w przypadku relacji Ja-It.

Jak radzisz sobie osobiście na skali relacji? Jak na przykład traktujesz listonosza, śmieciarza, młodą sprzedawczynię w kasie supermarketu? Jak traktujesz ludzi, których spotyka się w pracy, na zakupach lub podczas innych spotkań towarzyskich? Jak traktujesz pieszych, rowerzystów lub innych kierowców podczas jazdy? Jak traktujesz ludzi, którzy są niżej w porządku społecznym niż ty? Jak traktujesz ludzi w potrzebie? Cechą charakterystyczną naprawdę wspaniałej osoby jest to, że sprawia, że ​​inni też czują się wspaniale, podczas gdy ci, którzy są mali i zahamowani duchowo, postępują odwrotnie.

Kilka lat temu miałem powód, by napisać do arcybiskupa Desmonda Tutu. Otrzymałem od niego odręczny list, który do dziś cenię. Ten mężczyzna jest na tyle duży, że inni też czują się duży. Jednym z powodów niesamowitego sukcesu jego Komisji Prawdy i Pojednania w Afryce Południowej był bezwzględny szacunek, jaki okazywał każdemu, kogo spotkał, nawet tym, którzy wydawali się na to nie zasługiwać. Zaoferował każdemu relację Ja-Ty. W tym liście sprawił, że poczułem się równy - chociaż jestem pewien, że nie. Ćwiczył tylko na niebiańską ucztę, w której wszyscy będą uczestniczyć w uczcie i nikt nie będzie pokarmem dla lwów. Więc jak możemy być pewni, że zrobimy to samo?

Słuchaj, odpowiadaj i opowiadaj

Po pierwsze, powinniśmy usłyszeć osobiste zaproszenie Pana skierowane do nas. Słyszymy je w różnych pismach świętych. Jeden z najsłynniejszych tekstów pochodzi z Objawienia. Zachęca nas, byśmy wpuścili Jezusa do naszego życia: «Patrz, stoję u drzwi i kołaczę. Jeśli ktoś usłyszy mój głos i otworzy drzwi, wejdę i będę miał z nim sakrament, a on ze mną »(Objawienie 3,20). To jest zaproszenie na niebiańską ucztę.

Po drugie, po wysłuchaniu tego zaproszenia powinniśmy na nie odpowiedzieć. Ponieważ Jezus stoi u drzwi naszego serca, puka i czeka. Nie kopie drzwi. Musimy go otworzyć, zaprosić go przez próg, osobiście przyjąć go do stołu jako naszego Odkupiciela, Zbawiciela, przyjaciela i brata, zanim wejdzie w nasze życie ze swoją uzdrawiającą i przemieniającą mocą.

Konieczne jest również, abyśmy zaczęli przygotowywać się do niebiańskiej uczty. Robimy to poprzez włączanie jak największej liczby relacji Ja-Ty do naszego życia, ponieważ najważniejszą rzeczą w niebiańskiej uczcie, jak zapewnia Biblia, nie jest jedzenie czy wino, ale relacje międzyludzkie. Możemy nawiązać relacje w najbardziej nieoczekiwanych okolicznościach, gdy jesteśmy na nie gotowi.
Pozwólcie, że opowiem wam prawdziwą historię. Wiele lat temu pojechałem na wakacje do Hiszpanii z grupą przyjaciół i znajomych. Pewnego dnia spacerowaliśmy za miastem i zgubiliśmy się beznadziejnie. Wylądowaliśmy na bagnistym terenie, nie mając pojęcia, jak wrócić na suchy ląd. Gdzie była droga powrotna do miasta, z którego przyjechaliśmy. Na domiar złego był wieczór i światło dzienne zaczęło gasnąć.

W tej trudnej sytuacji uświadomiliśmy sobie, że przez bagna zbliża się do nas ogromny długowłosy Hiszpan. Był ciemnoskóry i brodaty, nosił zaniedbane ubrania i duże spodnie rybackie. Zawołaliśmy go i poprosiliśmy o pomoc. Ku mojemu zdumieniu podniósł mnie, położył na ramieniu i zaniósł na drugą stronę wrzosowiska, aż położył mnie na solidnej ścieżce. Zrobił to samo dla każdej z naszych grup, a następnie wskazał nam drogę. Wyjąłem portfel i zaproponowałem mu kilka rachunków. Nie chciał żadnego z nich.

Zamiast tego wziął mnie za rękę i uścisnął. Uścisnął również dłoń wszystkim pozostałym w grupie, zanim opuścił nas cały i zdrowy. Pamiętam, jak byłem zawstydzony. Zaproponowałem mu związek Ja-To, a on zmienił go uściskiem dłoni „Ja-Ty”.

Nigdy więcej go nie widzieliśmy, ale przy wielu okazjach łapałem się na tym, że o nim myślę. Gdybym kiedykolwiek dotarł na niebiański bankiet, nie zdziwiłbym się, gdybym znalazł go gdziekolwiek wśród gości. Niech go Bóg błogosławi. Pokazał mi drogę - w więcej niż jednym sensie!

Roy Lawrence