Królestwo Boże (część 4)

W ostatnim epizodzie zbadaliśmy, w jakim stopniu obietnica rychłego królestwa Bożego w jego pełni może służyć jako źródło wielkiej nadziei dla nas wierzących. W tym artykule chcemy zagłębić się w to, jak wspieramy tę nadzieję.

Jak wspieramy przyszłe królestwo Boże

Jak my, wierzący, powinniśmy rozumieć nasz związek z królestwem, o którym Biblia mówi, że jest już obecne, ale ma dopiero nadejść? Chodzi mi o to, że możemy użyć Karla Bartha, TF Torrance i George'a Ladda (innych również można wymienić w tym miejscu), aby opisać to w następujący sposób: Jesteśmy teraz wezwani do udziału w błogosławieństwach nadchodzącego królestwa Chrystusa i świadczyć o tym w tymczasowe i ograniczone w czasie. Gdy obecnie dostrzegamy królestwo Boże i odzwierciedlamy je w naszych działaniach, które służą nieustannej służbie Jezusa na mocy Jego Ducha Świętego, składamy wymowne świadectwo o tym, jak może wyglądać nadchodzące. Świadek nie zeznaje jako cel sam w sobie, ale składa świadectwo o czymś, czego osobiście się nauczył. Podobnie znak nie odnosi się do siebie, ale do czegoś innego io wiele bardziej znaczącego. Jako chrześcijanie składamy świadectwo o tym, o czym mowa – o przyszłym królestwie Bożym. Dlatego nasze świadczenie jest ważne, ale istnieją pewne ograniczenia: Po pierwsze, nasze świadczenie tylko częściowo służy jako wskaźnik przyszłego królestwa. Nie zawiera całej swojej prawdy i rzeczywistości, a to nawet nie jest możliwe. Nasze działania nie mogą w pełni objawić królestwa Chrystusa, które obecnie pozostaje w dużej mierze ukryte, w całej jego doskonałości. W rzeczywistości nasze słowa i czyny mogą przesłaniać niektóre aspekty królestwa, a podkreślać inne. W najgorszym przypadku różne nasze akty zeznań mogą wydawać się całkowicie niespójne, a może nawet sprzeczne ze sobą. Możemy nie być w stanie zapewnić pełnego rozwiązania każdego problemu, bez względu na to, jak szczerze, zaangażowani lub umiejętnie staramy się to osiągnąć. W niektórych przypadkach każda przedstawiona opcja może nieuchronnie okazać się zarówno korzystna, jak i szkodliwa. W grzesznym świecie doskonałe rozwiązanie nie zawsze jest również możliwe dla kościoła. A więc świadectwo, które ona składa, będzie tylko niekompletne w obecnym czasie światowym.

Po drugie, nasze świadectwo daje nam jedynie ograniczony obraz przyszłości, co daje nam jedynie wgląd w przyszłe królestwo Boże. W całej swojej rzeczywistości jednak obecnie nie jest w stanie tego dla nas uchwycić. Widzimy „tylko niejasny obraz” (1. List do Koryntian 13,12Biblia Dobrej Nowiny). Tak należy rozumieć, gdy mówimy o „tymczasowym” poglądzie. Po trzecie, nasze świadczenie jest ograniczone w czasie. Prace przychodzą i odchodzą. Niektóre rzeczy czynione w imię Chrystusa mogą trwać dłużej niż inne. Niektóre z tego, o czym świadczymy w naszych działaniach, mogą być tylko ulotne, a nie trwałe. Ale rozumiane jako znak, nasze świadectwo nie musi być raz na zawsze ważne, aby móc odnosić się do tego, co naprawdę trwa, do wiecznego panowania Boga przez Chrystusa w Duchu Świętym.Tak więc nasze świadectwo nie jest ani uniwersalne, ani doskonałe, wyczerpujące lub nieodwołalnie, chociaż ma wielką, wręcz niezbędną wartość, gdyż tę wartość zyskuje w związku z przyszłą rzeczywistością królestwa Bożego.

Dwa fałszywe rozwiązania dotyczące złożonego tematu istniejącego, ale jeszcze nie zakończonego królestwa Bożego. Niektórzy mogą zapytać: „Jakie jest nasze zdobyte obecnie doświadczenie i wartość świadectwa, jeśli nie są one skierowane na samą sferę? Więc po co się tym przejmować? Jakie to będzie miało zastosowanie? Jeśli nie potrafimy wydobyć ideału, dlaczego mielibyśmy tak dużo wysiłku inwestować w taki projekt lub wydawać na niego tak wiele zasobów? ”Inni mogą odpowiedzieć:„ Nie zostalibyśmy powołani przez Boga, aby zrobić cokolwiek mniej niż zrobić to Osiągnięcie ideału i ukończenie czegoś doskonałego. Z jego pomocą możemy nieustannie pracować nad urzeczywistnieniem królestwa Bożego na ziemi. ”Reakcje na złożone zagadnienie„ już istniejącego, ale jeszcze nie ukończonego ”królestwa w trakcie historii Kościoła przeważnie są różnymi odpowiedziami, jak te cytowane powyżej, produkowane. I to pomimo trwających ostrzeżeń dotyczących tych dwóch podejść, które określają jako poważne błędy. Oficjalnie mówi się o triumfalizmie i spokoju w tym względzie.

triumfalizm

Niektórzy, którzy nie lubią być sprowadzani do percepcji i realizacji znaków, nalegają na to, by sami mogli budować królestwo Boże, choć z Bożą pomocą. Na przykład nie można ich odwieść od tego, że moglibyśmy być „zmiennikami świata”. Byłoby tak, gdyby tylko wystarczająca liczba ludzi z całego serca zaangażowała się w sprawę Chrystusa i byłaby gotowa zapłacić niezbędną cenę. Gdyby więc tylko wystarczająco dużo ludzi niestrudzenie i szczerze dążyło, a ponadto wiedziało o właściwych procedurach i metodach, nasz świat byłby coraz bardziej przekształcany w to doskonałe królestwo Boże. Chrystus wtedy, gdy królestwo stopniowo zbliży się do jego zakończenia przez nasze wysiłki, powróci. Wszystko to oczywiście można osiągnąć tylko dzięki Bożej pomocy.

Chociaż nie jest to otwarcie powiedziane, ten pogląd na królestwo Boże zakłada, że ​​to, co zdaliśmy sobie sprawę, wynika z potencjału, który Jezus Chrystus umożliwił dzięki jego pracy na ziemi i jego naukom, ale w rzeczywistości tego nie zrobił. Chrystus w formie zwycięstwa wygrał, że możemy teraz wykorzystać potencjał, który umożliwił lub zrealizował.

Odpowiedź triumfalisty ma tendencję do podkreślania w szczególności tych wysiłków, które obiecują doprowadzić do zmian w obszarze sprawiedliwości społecznej i moralności publicznej, a także relacji prywatnych i moralnych. Rekrutacja chrześcijan do takich programów zwykle opiera się na fakcie, że Bóg jest w pewnym sensie zależny od nas. Po prostu szuka „bohaterów”. Dał nam ideał, wstępny projekt, nawet plan jego królestwa, a Kościół musiał wprowadzić go w życie. Otrzymujemy zatem potencjał, by urzeczywistnić to, co już zostało perfekcyjnie podane. To się powiedzie, jeśli tylko będziemy przekonani, że tak jest i naprawdę i prawdziwie stoimy za okazaniem Bogu, jak bardzo jesteśmy Mu wdzięczni za wszystko, co uczynił, abyśmy mogli zrealizować ideał. W związku z tym jesteśmy w stanie zamknąć lukę między „prawdziwym” a Bożym ideałem - więc zajmijmy się tym!

Promocję programu triumfalisty często dodatkowo podsyca następująca krytyka: Powodem jest to, że niewierzący nie przystępują do programu i nie stają się chrześcijanami ani nie podążają za Chrystusem. I dalej, że Kościół nie robi prawie wystarczająco dużo, aby urzeczywistnić królestwo, a tym samym dać miejsce na Boże życie w doskonałości tu i teraz. Argument idzie nawet dalej: jest tak wielu nominalnych chrześcijan (tj. tylko z imienia) i prawdziwych hipokrytów w kościele, którzy nie trzymają się, jak nauczał Jezus, miłości i nie dążą do sprawiedliwości, tak że niewierzący odmawiają przyłączenia się – i to, można tylko powiedzieć, z pełnym słusznością! Twierdzi się również, że winowajcy niewierzących, którzy nie stają się chrześcijanami, można znaleźć głównie wśród chrześcijan połowicznych, słabo wiernych lub obłudnych. Ten problem można więc rozwiązać tylko wtedy, gdy wszyscy chrześcijanie zostaną zarażeni entuzjazmem i staną się prawdziwie przekonanymi i bezkompromisowymi chrześcijanami, którzy wiedzą, jak urzeczywistniać królestwo Boże w doskonałości tu i teraz. Ewangelia Chrystusa tylko przekona innych, bo w ten sposób rozpoznają chwałę Jezusa Chrystusa i uwierzą w nią, jeśli Chrześcijanie w dużo większym stopniu niż dotychczas wcielają w życie wolę Bożą i zalecany przez Niego sposób życia. Aby wzmocnić ten argument, często niesłusznie powraca się tutaj do słów Jezusa: „Po tym wszyscy poznają, że jesteście moimi uczniami, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (J 1, ).3,35). Z tego wyciąga się wniosek, że inni nie uwierzą, a wręcz nie mogą tego w ogóle zrobić, jeśli nie przywiązujemy się do miłości w wystarczającym stopniu. Twoja droga do wiary zależy od tego, w jakim stopniu my, podobnie jak sam Chrystus, traktujemy się nawzajem z miłością.

Te słowa Jezusa (Jan 13,35) nie oznaczają, że inni uwierzą w ten sposób, ale tylko, że ci, którzy podążają za Jezusem, będą uznani za Jego, ponieważ tak jak On praktykują miłość. W ten sposób wskazuje, że nasza wzajemna miłość może służyć odsyłaniu innych do Chrystusa. Wspaniale! Kto nie chciałby do tego dołączyć? Jednak z jego słów nie wynika, że ​​wiara / zbawienie innych zależy od tego, w jakim stopniu jego uczniowie kochają się nawzajem. W odniesieniu do tego wersetu logicznie błędny jest wniosek, że tym, którzy podążają za Chrystusem, brakuje miłości, inni nie są w stanie ich jako takich rozpoznać iw konsekwencji nie wierzą w Niego. Jeśli tak, to Bóg nie byłby w żaden sposób bardziej wierny niż my. Słowa „jeśli jesteśmy niewierni, on pozostanie wierny” (2. Tymoteusz 2,13) nie miałoby wówczas zastosowania. Wszyscy, którzy uwierzyli, uznali, że Kościół jako całość, podobnie jak jego poszczególni członkowie, jest sprzeczny i niedoskonały. Zaufali swemu Panu, ponieważ w tym samym czasie widzieli różnicę między tym, który jest chwalony, a tymi, którzy go chwalą. Po prostu kwestionuj swoje własne przekonania i zobacz, czy to nie działa w ten sposób. Bóg jest większy niż nasze samooświadczanie się, jest bardziej wierny niż my. Oczywiście nie jest to wymówka, by być niewiernymi świadkami doskonałej miłości Chrystusa.

kwietyzm

Na drugim końcu spektrum, w którym znajdujemy odpowiedź na pytanie o uspokojenie, niektórzy odnieśli się do złożonego problemu istniejącego, ale jeszcze nie zakończonego Królestwa Bożego, twierdząc, że obecnie nie można wiele zrobić. Dla nich chwała leży tylko w przyszłości. Chrystus zdobyłby zwycięstwo w trakcie swojej służby na ziemi i tylko on pewnego dnia doprowadziłby ją do skutku w całej swej doskonałości. Po prostu czekamy na powrót Chrystusa, który niesie nas do nieba, być może po kilku latach ziemskiego panowania. Podczas gdy chrześcijanie tu i teraz otrzymają pewne błogosławieństwa, takie jak przebaczenie grzechów, stworzenie, w tym natura, padło ofiarą wszystkich społecznych, kulturowych, naukowych i ekonomicznych instytucji korupcji i zła. Wszystko to nie może i nie zostanie zapisane. Jeśli chodzi o wieczność, nie ma dla tego dobra. Tylko potępienie może zostać oddane na gniew Boży i doprowadzone do końca. W przeważającej części ludzie musieliby zostać usunięci z tego grzesznego świata, aby mogli być zbawieni, Czasami to ciche podejście jest nauczane jako forma separatyzmu. W związku z tym musimy wyrzec się ziemskich aspiracji tego świata i trzymać się od niego z daleka. Według innych Quietisten, beznadziejności i bezradności tego świata, wniosek, że można trzymać ją na nieszkodliwy na wiele sposobów, ponieważ ostatecznie nie miało to znaczenia, ponieważ ostatecznie i tak wszystko zostanie przekazane sądowi. Dla innych pasywne, spokojne podejście oznacza, że ​​w najlepszym przypadku chrześcijanie powinni dawać przykład dla siebie lub w społeczności, oddzielonej od reszty świata. Nacisk kładzie się tu często na obyczaje osobiste, rodzinne i kościelne. Jednak bezpośrednie wysiłki na rzecz wywierania wpływu lub zmiany poza wspólnotą chrześcijańską są w dużej mierze uważane za wiarygodne, a czasem nawet potępiane. Argumentuje się, że bezpośrednie zaangażowanie otaczającej kultury, która popadła w niedowierzanie, doprowadzi tylko do kompromisu i ostatecznie do porażki. Tak więc osobiste poświęcenie i czystość moralna są dominującymi tematami.

Często to czytanie wiary, koniec historii, jest uważane za koniec stworzenia. Zostanie zniszczona. Istnienie czasu i przestrzeni już nie istnieje. Niektórzy, wierni, byliby zwolnieni z tego procesu rozpadu i doprowadzeni do doskonałej, czystej, duchowej rzeczywistości wiecznego, niebiańskiego istnienia z Bogiem, te dwie skrajności są reprezentatywne dla tendencji. W kościele wiele wariantów i pośrednich pozycji czyni szkołę. Ale większość z nich porusza się gdzieś w tym spektrum i dąży do jednej lub drugiej strony. Stanowisko triumfalne ma tendencję do odwoływania się do osób o optymistycznej i „idealistycznej” strukturze osobowości, podczas gdy Quietists są bardziej skłonni znaleźć swoje największe poparcie wśród pesymistów lub „realistów”. Ale znowu są to uogólnione uogólnienia, które nie odnoszą się do konkretnej grupy, która pasowałaby do jednego ekstremum lub drugiego. Są to tendencje, które w ten czy inny sposób rzeczywiście próbują uprościć złożony problem już istniejącej, ale jeszcze nie w pełni widocznej prawdy i rzeczywistości Królestwa Bożego.

Alternatywa dla triumfalizmu i spokoju

Istnieje jednak alternatywna pozycja bardziej zgodna z doktryną biblijną i teologiczną, która nie tylko omija dwie skrajności, ale sama uważa, że ​​idea takiej polaryzacji jest błędna, ponieważ nie oddaje biblijnego objawienia w pełnym zakresie. Triumfalna i cicha alternatywa, jak również dyskusje między ich liderami opinii, zakładają, że złożona prawda Królestwa Bożego wymaga od nas zajęcia stanowiska w kontrowersyjnej kwestii stanowiska. Albo Bóg dokonuje wszystkiego sam, albo do nas należy realizacja tego. Te dwie perspektywy sprawiają wrażenie, że albo musimy zidentyfikować się jako aktywiści, albo przyjąć względnie bierną rolę, jeśli nie lubimy osiedlać się gdzieś pomiędzy. Biblijna pozycja dotycząca już istniejącego, ale jeszcze nie udoskonalonego królestwa Boga jest złożona. Ale nie ma powodu do napięć. Nie chodzi o równoważenie ani ustalanie pośredniej pozycji między dwoma skrajnościami. Nie ma napięcia między teraźniejszością a przyszłym czasem. Przeciwnie, jesteśmy powołani, by żyć w tym już spełnionym, ale jeszcze nie doskonałym, tu i teraz. Obecnie żyjemy w stanie nadziei, który, jak widzieliśmy w drugiej części tej serii artykułów, może być w przenośni reprodukowany całkiem dobrze z koncepcją dziedzictwa. Jesteśmy obecnie pewni, że jesteśmy w posiadaniu naszego dziedzictwa, mimo że wciąż odmawia się nam dostępu do jego owoców, z których w przyszłości będziemy w pełni uczestniczyć. W następnym artykule z tej serii zajmiemy się czym oznacza żyć w tu i teraz w nadziei na dokończenie przyszłego królestwa Bożego.    

od dr. Gary Deddo


pdfKrólestwo Boże (część 4)